TJPU – relacja uczestników wymiany

Michał Dymek
student Politechniki Krakowskiej kierunku Technologia chemiczna

Ponoć stare chińskie przysłowie mówi: jeśli nie wiesz, co powiedzieć, powiedz stare chińskie przysłowie. Nauczony doświadczeniem – powiedziałbym raczej: jeśli nie wiesz, co powiedzieć, nie mów nic, tylko jedź do Chin. Bo warto.

Wyjazd rozpoczął się w grudniu od półgodzinnych rozmyślań – czy to konieczne, czy się uda, jak sobie poradzić w kraju, który dzieli od Polski kilka tysięcy kilometrów, z mityczną, internetową otoczką i milionami mieszkańców. Trzeba też mieć aktualny paszport, przygotować pokaźną liczbę dokumentów… Ale w końcu nie może być przecież aż tak źle?

I rzeczywiście – nie było. Nie było źle. Było wspaniale. Chiny zaskakują i zadziwiają na każdym kroku – i to już od pierwszego postawienia stopy na pekińskim lotnisku. Tam wszystko jest duże. Albo ogromne.

Tianjin Polytechnic University (TJPU) jest jedną z uczelni znajdujących się w kilkunastomilionowym Tianjinie. Teren, jaki zajmuje TJPU, trudny jest do objęcia wzrokiem. Dość powiedzieć, że przejście z jego jednego końca na drugi trwa około 30 – 40 minut, a z racji dużych odległości studentów – za symbolicznego 1¥ (ok. 60 groszy) – dowożą miniautobusy, przypominające nieco krakowskie, turystyczne meleksy. Całość dopełnia kilka jezior o powierzchni wystarczającej do zarzucenia z niewielkiej łodzi sieci rybackich, znajdująca się między nimi biblioteka (jak nam powiedziano – jedna z najdłuższych w Azji), niezliczone akademiki chińskich żaków, posterunek policji, kino, punkt medyczny i górująca nad wszystkim wieża, która, choć jeszcze w budowie, ma osiągnąć blisko 600 metrów wysokości.

Z powodu sporej liczby zagranicznych studentów, nie są oni kwaterowani z miejscowymi (których też jest całkiem sporo). Przy jednej z bram wjazdowych kampusu znajduje się 12 – piętrowy hotel studencki. Słowo ,,hotel” nie jest tutaj przypadkowe – warunki, które się tam zastaje, daleko odbiegają od zaniedbanego akademika. Krótko rzecz ujmując – łazienka w każdym pokoju, duże łóżka, telewizor (idealny do nauki chińskich tekstów piosenek) i klimatyzator, rzecz w zasadzie niezbędna już od ostatnich dni kwietnia. A mając za sąsiadów Niemców, Koreańczyków, Kazachów, Turkmenów, Rosjan czy mieszkańców wielu krajów Afryki, można powiedzieć, że wyjazd ten jest doskonałą okazją do poznania nie tylko kultury chińskiej, ale również zwyczajów z innych rejonów świata.

Biorąc pod uwagę rozmiar kampusu, szczęśliwie hotel ten znajduje się bardzo blisko wydziałów, na których odbywały się wykłady. Mieliśmy szansę na poznanie chińskiej historii i zwyczajów – choćby tradycyjnego wyszywania – podczas zajęć związanych z kulturą chińską, a także samego języka Państwa Środka, którym umiejętność przynajmniej podstawowego posługiwania się jest konieczna w tym kraju, ponieważ prawdopodobieństwo spotkania osoby posługującej się językiem angielskim jest odwrotnie proporcjonalne do odległości od uczelni. Analizując pod wieloma chemicznymi względami wodę z miejscowego jeziora, otrzymując i badając środki powierzchniowo – czynne, sprawdzając jakość powietrza czy odbywając praktykę pod skrzydłami wybranych wykładowców, wypełnialiśmy tygodniowy rozkład zajęć.

A co po zajęciach? Po zajęciach, a czasami między nimi, najważniejszym elementem dnia był obiad. Dwugodzinna przerwa, na którą udawali się studenci z całej uczelni. 3 stołówki. Trzypiętrowe. Na każdym piętrze kilka – kilkanaście stanowisk, prowadzonych przez różnych kucharzy, oferujących w niesamowicie korzystnych cenach różnorodne posiłki. Menu, oczywiście, w języku chińskim, przydaje się więc elementarna jego znajomość także i tutaj, choć tym, którym niestraszne kulinarne wyzwania, polecić można wskazanie losowego zbioru chińskich znaków palcem. Zostając w temacie, należy także wspomnieć o jedzeniu ulicznym, które przyjeżdża samo na 3 – kołowych motocyklo-kuchniach. Jest tanie, dobre i chińskie. Pojawia się w losowych punktach miasta, ale można mieć wrażenie, że jest wszędzie, pomimo ogromnej powierzchni Tianjinu. Grillowane mięso z kurczaka z kapustą pekińską, małże, bambusy, wszędobylski ryż, ananasy, truskawki i intrygujący inaczej w smaku i zapachu durian. Ten azjatycki unikat to jedna z rzeczy, których bardzo brakuje po powrocie.

Studia w Chinach to także okres atrakcyjny pod względem turystycznym. Tianjin znajduje się stosunkowo blisko Pekinu – podróż szybką koleją, pędzącą ponad 300 km/h, trwa około 25 minut. Na miejscu czekają na nas niezliczone zabytki i miejsca, które mają za sobą wielowiekową historię, jak i te bliższe czasom współczesnym. Wystarczy wspomnieć o olimpijskim kompleksie, Zakazanym Mieście, Świątyni Nieba, placu Tian’anmen czy fragmentach Wielkiego Muru na północ od stolicy Chin. Miejscem, do którego warto się wybrać, jest również nowoczesny pod każdym względem Szanghaj – z piękną panoramą i mnóstwem drapaczy chmur, w którym jednak wciąż zobaczyć można rusztowania z bambusa. W tak zróżnicowanym i bogatym pod wieloma względami kraju każdy, nawet najbardziej wybredny, znajdzie coś odpowiadającego jego zainteresowaniom.

Kończąc – wspomnieć muszę, z moralnego obowiązku, o samych mieszkańcach Chin. Są to ludzie niesłychanie pomocni, uczynni i radośni – nawet jedna chwila podczas całego pobytu nie sprawiła, bym pomyślał inaczej. Można odnieść wrażenie, że chcą oni sprawić, abyśmy, jako obcokrajowcy, czuli się w ich kraju jak we własnym domu. I trzeba przyznać, że wychodzi im to znakomicie. Kiedy nie potrafią wytłumaczyć drogi, jaką należy pokonać do danego miejsca, zaprowadzą tam osobiście, odkładając wszystkie swoje prywatne sprawy, które w danym czasie powinni załatwić. Sytuacja, w której zupełnie obca mi osoba spotkana na przystanku autobusowym, będąca w drodze do pracy, ochoczo decyduje się pomóc mi w znalezieniu poczty, będąc następnie tłumaczem już na miejscu i poświęcając na całą ,,wyprawę” blisko dwie godziny, niewątpliwie na długo zapada w pamięć. A to tylko jeden – nieodosobniony – przypadek. Zaryzykować można chyba stwierdzenie, że Chińczycy pomoc innym i życzliwość mają po prostu zapisaną w genach. Życzliwość, którą odczuwa się każdego dnia.

Uważam, że studia w Chinach to jeden z najlepszych okresów podczas studiów i w całym życiu. Dla każdego. Dla każdego, kto nie boi się kultury całkowicie odmiennej od tej, którą możemy spotkać w Europie. A bać się naprawdę nie ma czego.

Tego, że zamawiając hot doga kucharz potraktuje zamówienie dosłownie – też nie.

I nawet powietrze, tak słynne na całym świecie, w zestawieniach wygląda lepiej niż krakowskie.

Fot. Najnowsza część miasta Tianjin
Ułatwienia dostępu:

Kontrast

Powiększ tekst

Zwiększ odstępy

Użyj czytelnych czcionek

Powiększ kursor

Podświetlenie linków

Zatrzymaj animacje

Resetuj ustawienia

Przewiń do początku strony